Poronienie to jedno najbardziej traumatycznych wydarzeń i największych strat w życiu kobiety. Dotyczy oczywiście obojga partnerów oraz czasami całej rodziny ale to zawsze kobieta ponosi największy jej ciężar. Dojście do siebie zajmuje często bardzo dużo czasu, trwa dłużej niżbyśmy oczekiwali i się tego wcześniej spodziewali. Nie tylko w wymiarze fizycznym ale i (lub czasem przede wszystkim) psychicznym. W tym kontekście należy pamiętać, że przeważnie ciało regeneruje się szybciej i łatwiej niż psychika. Tym bardziej, że zazwyczaj wiemy co możemy zrobić aby ciało wróciło do sił ale nie zawsze wiemy co mamy zrobić dla sfery psychicznej. Niestety kiedy nie mamy odpowiedniego wsparcia w tak trudnym momencie życia zdarza nam się zapomnieć o tych prawidłowościach.
Pomoc i wsparcie po takim doświadczeniu powinny być wielowymiarowe i dopasowane do potrzeb każdej kobiety. Powinny zawierać absolutnie konieczny element polegający na elastycznym podejściu do jej indywidualności i osobowości. Specyfika poronienia polega na różnorodności postaw i bogactwie reakcji przechodzących je osób. Nie ma jednej miary, którą by można do tych przeżyć przyłożyć. Nie ma skali bólu i cierpienia, na której można by umieścić poszczególne wydarzenia. Są jednak pewne ogólne zasady o których na pewno można i należy mówić aby starać się minimalizować odczuwanie nieprzyjemnych emocji oraz efektywne poradzenie sobie z tym wydarzeniem.
Pierwsza z nich to konieczność tak zwanego „znormalizowania emocji” – czyli ciągłe przypominanie o tym, że zarówno w trakcie samego procesu jak i już po nim – kiedy strata już się dokonała nie ma emocji dobrych, właściwych, wskazanych i takich, które byłyby niedopuszczalne. Mogą i pojawiają się wszystkie – takie jest prawo kryzysu. Wszystkie one są normalne i zrozumiałe. Niestety często otoczenie, w którym przytrafia się kobiecie przechodzić przez poronienie ma inne wyobrażenie o tym procesie. Bagatelizuje je, trywializuje, spycha w zakres tabu, podtrzymuje mity o konieczności radzenia sobie bezemocjonalnie i myli „siłę” z brakiem uzewnętrzniania przeżyć. Dodatkowym obciążeniem jest, że w naszych polskich warunkach kobieta zazwyczaj nie otrzymuje pomocy w trakcie trwania poronienia. Zazwyczaj jest pozostawiana sama sobie – czy to w szpitalu czy w domu. Sytuacja pandemii jeszcze wzmogła tę izolację i odosobnienie. Niektórym osobom to odpowiada ale są i takie, które dałyby wiele aby nie być wtedy same. Chciałyby móc rozmawiać, dzielić się swoimi myślami i emocjami, chciałyby ciepła i empatii wtedy kiedy najbardziej tego potrzebują. Chciałyby móc poczuć się w centrum wydarzeń, chciałyby móc okazać słabość i bezradność w tej krytycznej sytuacji. Chciałyby aby ktoś im powiedział, ze to co czują i robią jest adekwatne, powszechne, normalne. Chciałyby czuć się bezpiecznie oraz mieć pewność, że czuwa nad nimi ktoś empatyczny, cierpliwy, spokojny. Nie ma położnych wspierających w tej sytuacji, najbliżsi także nie potrafią stanąć na wysokości tego niełatwego zadania. Zdarza się, ze taką funkcję spełniają doule, które zasadniczo towarzyszą przychodzeniu dziecka na świat podczas porodów o czasie ale są to przypadki sporadyczne. Praktycznie zupełnie brakuje takiej osoby (profesji?) w naszym kraju. Psycholog, terapeuta mogą oczywiście odegrać swoją rolę już po jakimś czasie, natomiast rola towarzyszki w samym czasie trwania poronienia byłaby dla wielu kobiet pomocą oraz swego rodzaju profilaktyką późniejszych powikłań i traumatycznych efektów emocjonalnych. Tak jak zazwyczaj rodzimy w towarzystwie położnej, douli, czy partnera tak i w tym wydarzeniu wiele kobiet chciałoby mieć odpowiednią opiekę.
Druga zasada dotyczy przeżywania i „regulowania” zjawiska żałoby. Po stracie jest ono odczuwane przez prawie wszystkie kobiety choć w różnym nasileniu. Należy pamiętać, że żałoba ma swoje prawa – to stan nie podlegający woli. Sposób jej przechodzenia nie ma nic wspólnego z siłą czy słabością emocjonalną. Jej bagatelizowanie i wyciszanie, sztuczne skracanie stojące w sprzeczności z potrzebami może się przyczynić do zwiększenia bólu i powstania przyszłego urazu. Żałoba jest zjawiskiem szerokim. Dotyczy nie tylko straty ciąży. Dotyczy także utraty planów, nadziei, radości, wyobrażeń. Wyobrażeń dotyczących nie tylko wymarzonej przyszłości ale także siebie takiej jaką się było wcześniej. To bardzo ważny aspekt poronienia – ono czasem pokazuje jak funkcjonujemy w kryzysie, jak radzimy sobie ze skrajnym obciążeniem psychicznym i fizycznym. Czasem może się okazać, ze wizja i oczekiwania w stosunku do siebie w takich sytuacjach nie była prawdziwa. To dodatkowy cios w poczucie własnej wartości.
Żałoba ma etapy, elementy takie jak – zaprzeczenie, szok, nadzieja na cud, smutek, rozpacz, ból, poczucie pustki, braku sensu, gniew, gwałtowne reakcje fizjologiczne, poszukiwanie sensu i znaczenia całego wydarzenia, na koniec próba i potrzeba pogodzenia się ze stratą. Najlepsze co można sobie dać to akceptacja tych reakcji i cierpliwość w stosunku do siebie. Trzeba pamiętać, że cała ta gama reakcji może powracać w poszczególnych momentach życia (data rozwiązania, rocznica poronienia itp.), w trudnych sytuacjach życiowych, w okolicznościach przypominających to doświadczenie. Istotne jest także, że tempo radzenia sobie ma wynikać z indywidualnych potrzeb kobiety a nie nacisków rodziny, pracodawcy, partnera czy lekarza. No i najważniejsze – poproszenie o pomoc i wsparcie nigdy nie jest oznaką słabości – jest jedną z najskuteczniejszych strategii radzenia sobie z trudnymi wydarzeniami.
Zachęcamy do spotkania z naszym psychologiem Tatianą Ostaszewską-Mosak.